Mając naście lat Walentynki miały dla mnie zupełnie inne znaczenie niż obecnie. Pamiętam jeszcze jak z koleżankami po lekcjach oglądałyśmy w sklepach kartki walentynkowe, czasami zdarzało się że pisałyśmy do siebie nawzajem. Czasami zdarzało się znaleść w plecaku kartkę od cichego wielbiciela i przez kolejne pół roku rozwiązywać zagadkę "który to"? Albo szkolna poczta walentynkowa. To były czasy, co nie? Teraz świat wygląda inaczej. Od 10 lat prawie z tym samym chłopakiem, teraz już tatą moich dzieci. Już nie chłopak i dziewczyna, tylko mąż i żona, mama i tata. Codzienna szara rzeczywistość, codzienne poranne wstawanie, szykowanie, gotowanie i sprzątanie. Rachunki, zakupy, pranie i cała reszta dorosłego życia, które jeszcze 15 lat temu wydawało się takie fajne. Nie jest łatwo znaleść czas, siły i chęci na okazywanie sobie uczuć. Nie jest łatwo wyjść na randkę, nawet planując ją tydzień przed, a o spontanie już nie wspomnę. Myślę że Walentynki są dobrą okazją na przypomnienie nam dorosłym, jak ważne jest okazywanie uczuć... codziennie.
My Walentynki takie z czerwonymi serduszkami zrobiliśmy sobie tydzień temu. Dzieci były zachwycone omletami. Sam dzień Walentynek spędzimy wszyscy razem na kinder balu, grając w kręgle i wspominając przyjaciółką tych wszystkich (nie)cichych wielbicieli ..... tylko tak żeby mężowie za dużo nie podsłyszeli.
Kochajcie się mocno :)
Składniki:
- 2 jajka
- jogurt naturalny duży
- 1 szklanka mąki (orientacyjnie)
- pół szklanki cukru
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 opakowanie cukru waniliowego lub aromat waniliowy
Żółtka oddzielamy od białek, białka ubijamy na sztywną pianę. Do żółtek dodajemy pozostałe składniki i dokładnie mieszamy, na końcu dodajemy ubite białka i jeśli używamy odrobinę barwnika spożywczego. Smażymy na zozgrzanej patelni na małym ogniu. Z gotowych omletów wycinamy serduszka, ja do tego użyłam foremek do smażenia jajek sadzonych.
Inspirację na omlety zaczerpnęłam z bloga The Polka Dot Projekt.